Trzy marzenia Tatiany

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 16/2024

publikacja 18.04.2024 00:00

Pierwsze i najważniejsze jest takie, by jej 12-letnia córka Iryna pokonała chorobę nowotworową. W międzyczasie trzeba też znaleźć mieszkanie oraz pracę, która da szansę na lepsze jutro…

	Kto chciałby zostać dobroczyńcą tej rodziny, proszony jest o kontakt z naszą redakcją. Kto chciałby zostać dobroczyńcą tej rodziny, proszony jest o kontakt z naszą redakcją.
Monika Łącka /Foto Gość

Przyjechała do Krakowa na początku marca 2022 roku. Wraz z dwiema córkami uciekła spod rosyjskich bomb, a mieszkały w okolicach Kijowa, w obwodzie czernichowskim. Tatiana byłaby jedną z wielu Ukrainek, które w Polsce musiały uczyć się nowej rzeczywistości, gdyby nie jeden fakt: jest niewidoma, straciła wzrok, gdy miała 6 lat. Niewidomy jest też mąż Tatiany Sasza, który resztki wzroku stracił 12 lat temu, gdy Iryna po raz pierwszy zachorowała na raka. – Lekarze powiedzieli, że to ze stresu, gdy trzeba było walczyć o życie Irki. Urodziła się zupełnie zdrowa. Miała 5 miesięcy, kiedy nowotwór zaatakował siatkówkę w jej oku. U nas, w Ukrainie, miała małe szanse, ale dzięki pomocy wielu dobrych ludzi pojechałam z nią najpierw do Izraela, a potem do Szwajcarii. Tam, po długiej terapii, zapadła decyzja, że aby żyła, trzeba usunąć oko – wspomina jej mama. Do ubiegłego roku wszystko było w porządku i gdyby nie proteza oka, Iryna mogłaby zapomnieć o dramacie z dzieciństwa – uczyła się dobrze i w Ukrainie, i w Krakowie (dość szybko pokonała barierę językową), była lubiana przez rówieśników. Chciała też nadal rozwijać swoją pasję, czyli rysowanie, ale koszty takich dodatkowych lekcji przy ASP były zbyt wysokie.

– Kłopoty zaczęły się niewinnie – od upadku na lekcji WF. Po drugim upadku, gdy Iryna mówiła, że źle się czuje i że ból nie ustępuje, zaczęłyśmy szukać przyczyny, ale pierwsze badania, które wtedy zrobiłyśmy, były błędnie opisane i nic z nich nie wynikało – opowiada Tatiana. W końcu trafiły na SOR w jednym z krakowskich szpitali, gdzie lekarze natychmiast odesłali Irynę do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. Tam nikt już nie miał wątpliwości, że to rak, w dodatku dość zaawansowany. Był grudzień 2023 roku. Dziś Irka jest już po ciężkiej chemii, a gdy ten numer „Gościa” trafi do rąk czytelników, będzie pewnie po bardzo trudnej operacji. Dzielna nastolatka wierzy jednak, że i tym razem uda jej się wyzdrowieć.

– Jest jeszcze jeden problem: w czerwcu Tatiana musi opuścić mieszkanie, które wynajmuje od 1,5 roku. Na już szukam dla nich innego, które będzie odpowiednie dla ich potrzeb – mówi Agnieszka Jankiewicz, która na co dzień pracuje w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych, Ich Rodzin i Przyjaciół „Ognisko”, a od wybuchu wojny działa też w projekcie Centrum Integracji i Wsparcia Osób Niepełnosprawnych z Ukrainy. Tam właśnie poznała Tatianę i krok po kroku pomagała jej przebić się przez gąszcz urzędowych spraw i zaangażowała się w uczenie Tatiany poruszania się po Krakowie. Cały czas jest też dobrym duchem, który wspiera ją w rozwiązywaniu problemów w szkole policealnej. – Dla uchodźców widzących opanowanie języka polskiego i radzenie sobie w zwykłej codzienności było kwestią czasu. Dla osoby niewidomej nauczenie się polskiej mowy też nie było wielkim problemem, natomiast nauka czytania i pisania to był kosmos, o posługiwaniu się komputerem czy orientacji w przestrzeni nie wspominając – przyznaje A. Jankiewicz.

Przez długi czas to Iryna, która świetnie odnalazła się w Krakowie, odprowadzała mamę do jej szkoły, a potem szła na swoje lekcje i znów biegła do mamy, by pomóc jej wrócić do domu. Gdy po wielu miesiącach wydawało się, że Tatiana zrobiła milowy krok naprzód i coraz lepiej sobie radzi, spadła na nią choroba Irki i cały mozolnie układany świat runął. – Kolejnym dramatem było odnalezienie się niewidomych rodziców (po diagnozie Irki do Krakowa przyjechał też jej tata) w szpitalu, a jeszcze kolejnym – dojazd i dojście do szpitala, bo skrzyżowanie w Prokocimiu jest tak skomplikowane, że nawet pani ucząca orientacji w przestrzeni była załamana, że nie potrafi pomóc – opowiada A. Jankiewicz.

Teraz zaś najważniejszą sprawą do rozwiązania jest równoczesne znalezienie pracy dla Tatiany (od czerwca będzie miała uprawnienia do pracy w wymarzonym zawodzie masażystki) oraz mieszkania, które nie będzie zbyt drogie, a pozwoli im lepiej funkcjonować. Najlepiej aby znajdowało się nieopodal przystanku MPK (nie na obrzeżach miasta) i miało dobry dojazd do centrum Krakowa i do szpitala w Prokocimiu. Ze względu na chorobę Iryny (przez jakiś czas może mieć problem z poruszaniem się) powinno być na parterze lub na pierwszym piętrze, a jeśli będzie wyżej, to konieczna jest winda. Szczytem marzeń byłyby także trzy pokoje (nie muszą być duże): jeden dla Iryny (jej starsza siostra jest już dorosła i usamodzielniła się, ale nie ma możliwości, by wszyscy mieszkali razem), drugi dla rodziców, a trzeci byłby gabinetem, w którym Tatiana przyjmowałaby pacjentów i nie musiałaby wtedy błądzić, dojeżdżając do pracy w różne strony Krakowa. Specjalne łóżko do robienia masażu leczniczego już ma i mocno wierzy, że los w końcu choć trochę się do niej uśmiechnie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.