Kwiaty zamiast bomb

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 16/2024

publikacja 18.04.2024 00:00

Po co wciąż tam jeździsz, życie narażasz? – często pytają o to znajomi, gdy Grażyna Sławińska wraca do Polski, by odpocząć i nabrać sił przed kolejnym ukraińskim „turnusem”. – Bo są tam ludzie, za których wzięłam odpowiedzialność. Nie mogę ich zostawić – przekonuje wolontariuszka.

	By śledzić działalność Kliki w Charkowie, warto polubić ten profil na Facebooku. Na zdjęciu dłonie Zoi, schowane w dłoniach Polki. By śledzić działalność Kliki w Charkowie, warto polubić ten profil na Facebooku. Na zdjęciu dłonie Zoi, schowane w dłoniach Polki.
Archiwum Kliki w Charkowie

Dodaje po chwili namysłu, że mimo pewności, z jaką mówi te słowa, może przyjść taki moment, gdy powie, że to był ostatni raz albo że potrzebuje przerwy na jakiś czas. Bo nie jest człowiekiem z żelaza, tylko kobietą, która od początku swojego pobytu w ogarniętej wojną Ukrainie (czyli od wakacji 2022 r.) sporo widziała i przeżyła, a dłuższy pobyt w miejscach, na które cały czas spadają rakiety, bomby i drony, musi odciskać piętno. Nie da się też zapomnieć traumy walki o życie i powrót do sprawności po tym, gdy w styczniu 2023 r. odłamek rosyjskiego pocisku oderwał Grażynie stopę.

– Czy się boję? Oczywiście, że tak, i to nawet coraz bardziej, bo ostatnie tygodnie przed przyjazdem do Krakowa na Wielkanoc były trudne i wyczerpujące. I mam świadomość, że gdyby znowu coś mi się stało, konsekwencje moich decyzji, czyli ewentualnego „wypadku”, będą ponosić moi bliscy. Chciałabym im tego oszczędzić. Ale wiem też, że 1500 km dalej, za niewyobrażalną granicą bólu i cierpienia, czekają ludzie, którzy marzą o ciepłym posiłku albo o tym, żeby ktoś wniósł im wodę na 11. piętro wieżowca, który przetrwał wszystkie dotychczasowe bombardowania – zaznacza.

Trudno nie bać się w taką noc, jaką przeżyła z 26 na 27 marca. Na Charków spadło 15 rosyjskich rakiet. Za oknem słyszała pracę obrony przeciwpowietrznej i widziała gigantyczny pożar. Miasto zostało odcięte od prądu, wody, internetu. Od świtu trzeba więc było odwiedzić wszystkich podopiecznych (czyli osoby w większości starsze, samotne, chore, niepełnosprawne), by sprawdzić, czy u nich wszystko w porządku, i zanieść im niezbędne rzeczy. Kolejna noc też do spokojnych nie należała, bo na Charków poleciała chmara dronów, a gdy następnego dnia Grażyna przyjechała do Krzywego Rogu, i tam Rosjanie przepuścili zmasowany atak. Podobny scenariusz zastał ją też w Odessie. – Powtarzam więc i powtarzać będę: w Ukrainie, tuż za naszym płotem, Rosjanie każdego dnia prowadzą na rozstrzelanie cały kraj. Nie jesteśmy w stanie skończyć tej wojny, ale możemy niektórym ludziom, tym najbardziej bezbronnym, podrzucić trochę pomocy i światła w ciemności. Bo najczęstszym zdaniem, jakie tam słyszę, jest: „Nie zapominajcie o nas” – przyznaje G. Sławińska.

Klika w Charkowie, działająca w Ukrainie z ramienia Krakowskiego Katolickiego Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół „Klika”, nie zapomina więc i stara się docierać zarówno tam, gdzie jest niebezpiecznie, jak i tam, gdzie obecnie jest już spokojnie, ale nie ma takich słów, którymi można opisać wszystkie wojenne zniszczenia. Jednym z takich miejsc jest wieś Partyzanckie (położona za Mikołajewem), którą Grażyna już jakiś czas temu postanowiła odbudować. – Odbudować i przywrócić do życia, bo jesienią jej mieszkańcy mówili, że nawet ptaki stamtąd uciekły, kiedy na tę ziemię spadł chyba każdy rodzaj ludzkiej nienawiści, łącznie z białym fosforem. On spala wszystko i przed nim nie da się uciec. Ptaki wróciły, a w tym momencie front znajduje się 70 km dalej – i nie powinien wrócić – dlatego można działać – opowiada wolontariuszka.

Jest wdzięczna wszystkim, także Czytelnikom „Gościa Krakowskiego”, którzy cały czas wpłacają pieniądze poprzez buycoffee.to/klikawcharkowie. Oprócz tradycyjnej pomocy humanitarnej, dzięki datkom podarowanym przez dobrych ludzi, w Partyzanckiem realizowany jest właśnie projekt „Dachy” – Grażyna kupiła materiały pozwalające nakryć trzy zrujnowane domy. Ogromną rolę w tym wszystkim odegrało też wsparcie finansowe od Domus Orientalis – Domu Wschodniego i Caritas Archidiecezji Łódzkiej. – Mam nadzieję, że dachów będzie więcej. My dajemy narzędzia, ale w odbudowę angażują się miejscowi mężczyźni, dla których to zajęcie jest szansą na odzyskanie godności i poczucia, że znów są potrzebni – uśmiecha się Grażyna. – Popełniłam też małe szaleństwo, bo jesienią mieszkanki Partyzanckiego promieniały, gdy pokazywały, gdzie i jakie kwiatki miały zasadzone przed wojną. Wiem, że kwiatki nie są pierwszą wojenną potrzebą, ale innej możliwości nie widziałam – trochę pieniędzy musiałam wydać na 100 paczek z cebulkami różowych (i nie tylko) kwiatów. Humanitarnych kwiatów, bo wróg „rozdaje” bomby, a my rośliny, by jeszcze tej wiosny było pięknie – uśmiecha się G. Sławińska.

Pięknie jest także wtedy, gdy wolontariusze zabierają na spacer niepełnosprawną dziewczynę, która od długiego czasu nie wychodziła z domu w Charkowie, gdy rozdają dzieciom z Partyzanckiego paczki pełne słodyczy albo wtedy, gdy urządzają 93. urodziny dla pewnej damy o imieniu Zoya.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.