Nie była aniołem na obłokach

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 17/2024

publikacja 25.04.2024 00:00

– Jeśli moją misją jest mówienie o Helence, to chcę ją pokazywać światu jako osobę bardzo zakochaną, zakorzenioną w Bogu i równie mocno pasującą do ziemskiego życia. Ona udowodniła, że świętość nie jest prosta, ale nie jest niemożliwa – przekonuje Teresa Kmieć, siostra Heleny Kmieć, której proces beatyfikacyjny rozpocznie się 10 maja.

Lubiła wywoływać uśmiech na twarzach innych ludzi. Lubiła wywoływać uśmiech na twarzach innych ludzi.
Archiwum Fundacji im. Heleny Kmieć

Zwraca też uwagę na ważną rzecz: wiele osób ma tendencję do kreowania wizerunku Helenki pomnikowej, a nawet do upiększania jej na zdjęciach. – A ja pytam: po co przerabiać Helenkę? Nie trzeba poprawiać zdjęć, oprawiać Helenki w ramki, ustawiać w muzeum ani przed nią klękać. Ważniejsze jest, by ludzie poznawali jej duchowość, to, w jakiej bliskości żyła z Panem Bogiem i że religijność była jej zwykłą codziennością. W tej codzienności miała też pasje: śpiew, sport, wolontariat misyjny (któremu poświęciła 5 lat), duszpasterstwo akademickie. Pięknie budowała relacje z innymi ludźmi, a we wszystko, co robiła, angażowała się na 100 proc. i potrafiła maksymalnie wykorzystać czas. Jeśli jednak miałabym odpowiedzieć na pytanie, jaka była, to przecież życia by mi na to nie starczyło. Bo jej nie da się zamknąć w kilku słowach – opowiada T. Kmieć i dodaje, że gdyby Helenka była tylko „zwykłą” młodą kobietą, na pewno nie byłaby dziś kandydatką na ołtarze. – Była niezwykła, ale nie we wszystkim, czego się dotknęła, dlatego nie trzeba jej idealizować, by bardziej pasowała „do obrazka” – zauważa. Jeśli Kościół w jakimś momencie uzna, że Helena zostanie ogłoszona błogosławioną, jej radość będzie wielka, lecz wszystko to, co dzieje się wokół postaci Heleny od momentu, gdy została zamordowana, nie jest łatwe. – Dlaczego? Ponieważ od 7 lat dzielę się swoją siostrą z całym światem. To trudne doświadczenie – zamyśla się Teresa.

Heroiczność, nie męczeństwo

Wiadomość o śmierci Heleny wstrząsnęła jej bliskimi i wieloma ludźmi 24 stycznia 2017 r., zaledwie kilkanaście dni po tym, jak z ramienia Wolontariatu Misyjnego „Salvator” prowadzonego przez księży salwatorianów przyjechała ona (razem ze swoją przyjaciółką Anitą) do Cochabamby w Boliwii, by przez pół roku działać tam jako świecka wolontariuszka misyjna (wcześniej była też na misjach na Węgrzech, w Rumunii i w Zambii) w ochronce dla dzieci, którą opiekują się siostry służebniczki dębickie. Dlaczego tak musiało się stać, że tamtej tragicznej nocy młody mężczyzna napadł na ochronkę i zadał Helence śmiertelny cios nożem? Odpowiedź na to pytanie zna tylko Pan Bóg… Wkrótce jednak wśród osób, które znały Helenkę, pojawiły się spontaniczne hasła: „Santa subito!”, a także pierwsze świadectwa ludzi, którzy modlili się za jej wstawiennictwem, a później opowiadali o otrzymanych łaskach. Jak wierzą – doświadczyli ich właśnie dzięki jej orędownictwu.

– Mądrość Kościoła polega na tym, że nie opiera się na emocjach, ale stara się rozeznać wolę Bożą. Dlatego aby mógł się rozpocząć proces beatyfikacyjny, powinno minąć 5 lat od śmierci danej osoby, choć zdarzają się wyjątki od tej zasady – komentuje ks. Paweł Wróbel SDS, postulator w procesie beatyfikacyjnym młodej misjonarki. Edykt w sprawie rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego sługi Bożej Heleny Agnieszki Kmieć został podpisany przez metropolitę krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego 7 kwietnia, w Niedzielę Miłosierdzia Bożego (ponad 7 lat od jej śmierci i po dopełnieniu wszystkich formalności), a ogłoszony – tydzień później.

– Jest pewne, że napad na ochronkę nie był podyktowany nienawiścią do wiary katolickiej. Nie można więc powiedzieć, że jest męczennicą za wiarę i dlatego proces nie będzie prowadzony z tego tytułu, tylko z tytułu heroiczności cnót, a nie ulega wątpliwości, że Helena pielęgnowała w sobie każdą z chrześcijańskich cnót. Teraz zadaniem trybunału, który zostanie zaprzysiężony 10 maja, będzie udowodnienie, że niektóre z tych cnót H. Kmieć rozwinęła w sobie w stopniu heroicznym – tłumaczy ks. Wróbel.

Co ważne, w społeczeństwie (nie tylko polskim) wykształciło się mocne przekonanie o jej świętości, a to jest jednym z warunków rozpoczęcia procesu. Przyczyniła się do tego m.in. działalność Fundacji im. Heleny Kmieć, jak również wydane publikacje na jej temat. – Wiemy, że wiele osób inspiruje się życiem Heleny, a świadectw o łaskach otrzymanych za jej wstawiennictwem wciąż przybywa – składane są one w rodzinnej parafii Heleny w Libiążu, na jej grobie, a niektóre trafiają do rodziny wolontariuszki misyjnej – zaznacza ks. Wróbel. Część z nich została opublikowana na stronie internetowej fundacji.

Ona już ogląda Boga…

„Droga Helenko, dziękuję Ci za opiekę nad naszą córeczką Helenką ur. 6 sierpnia 2019 r., która dostała imię na Twoją cześć. Tak jak podczas ciąży, w której dziecko było zagrożone wysokim ryzykiem zespołu Downa (jest zdrowa), tak i teraz, w wielu sytuacjach, czuję Twoją opiekę nad Helenką i nad nami” – czytamy w liście pani Anny. „Jestem przekonany, że ona już ogląda Boga twarzą w twarz” – pisze natomiast kleryk Paweł z Warszawy, opowiadając historię swojego znajomego i dobroczyńcy Andrzeja. Zachorował on na czerniaka, a gdy Paweł dowiedział się o tym, postanowił, że o wstawiennictwo, by Andrzej wyzdrowiał, poprosi właśnie Helenkę – tego dnia zobaczył bowiem na stronie internetowej „Gościa Niedzielnego” informację o niej. Pojechał nawet na jej grób, a za kilka dni okazało się, że wyniki badań Andrzeja są dobre. Jakiś czas później żona Andrzeja powiedziała, że znów są powody do niepokoju, dlatego Paweł zdecydował, że czas wysłać do fundacji świadectwo otrzymanej łaski, bo miał poczucie, że coś zaniedbał. Odpowiedź z fundacji przyszła prawie równocześnie z wiadomością, że Andrzej nie ma przerzutów.

– Jeden z pierwszych znaków z nieba dostaliśmy w formie e-maila od księdza, który był wikarym u nas w parafii. Napisał, że w dniu pogrzebu Helenki modlił się za jej wstawiennictwem o dar rodzicielstwa dla swoich krewnych, którzy od dłuższego czasu bezskutecznie starali się o dziecko. Już trzy miesiące później okazało się, że ta pani jest w ciąży. Uważał, że stało się tak dzięki orędownictwu Helenki – opowiadają Barbara i Jan Kmieciowie, rodzice Heleny.

Choć ich rola w przekazaniu córce najważniejszych wartości została mocno podkreślona w edykcie wydanym przez abp. Jędraszewskiego („była wychowywana przez rodziców w domu przepełnionym miłością, ciepłem, a przede wszystkim głęboką wiarą”), mówią skromnie, że dom był tylko punktem wyjścia i początkiem drogi Helenki, na której podjęła samowychowanie, ale też spotkała wiele osób i miejsc mających wpływ na jej duchowość. – Nie miała w zwyczaju, by nam o sobie opowiadać, dlatego choć wydawało się, że przecież ją znamy, dopiero po jej śmierci zaczęliśmy ją poznawać poprzez świadectwa innych ludzi. Często to, co słyszeliśmy, było pozytywnym zaskoczeniem, a dziś możemy powiedzieć, że mamy Helenkowych znajomych na całym świecie – uśmiecha się B. Kmieć i dodaje, że wraz z mężem decyzję o rozpoczęciu procesu przyjęła z pokorą, pokojem serca i nadzieją, że jeśli Helena będzie Panu Bogu potrzebna jako błogosławiona, to tak właśnie się stanie – może za rok, może za pięć, a może dopiero za kilkadziesiąt lat. – My wiemy, że egzamin z życia zdała na szóstkę i że była przygotowana na spotkanie z Bogiem, bo kilka godzin przed śmiercią uczestniczyła w Mszy św. i przyjęła Komunię św., a później jeszcze czytała Pismo Święte. Dlatego odkąd przyszła wiadomość o jej odejściu, mamy głębokie przekonanie, że nasza córka jest u Boga. A skoro tak, to wierzymy też, że wstawia się za nami i że po prostu jest cały czas obecna w naszym życiu – nie ma wątpliwości tata dziewczyny, a pani Barbara dodaje, że całej rodzinie zależy, by nie budować w mediach (także społecznościowych) „lukrowanej” postaci Heleny i nie robić z niej anioła siedzącego na obłokach. – Zdarzało mi się już prostować kilka rzeczy, które „ociekały świętością”. Tego nie chcemy – mówi zdecydowanie.

Aż po krańce świata

– Helena była dla nas wszystkich natchnieniem, także dla mnie i dla młodych ludzi, dla których jestem szafarzem sakramentu bierzmowania. Po jego udzieleniu błogosławię ich krzyżem, który miała na sobie Helenka podczas misji w Zambii i który jest znakiem, że wypełniła ona swoje powołanie. Ufam, że spotkanie tych młodych z Helenką wskaże im, że nie ma lepszej drogi do świętości niż zaufanie Chrystusowi. Ja osobiście mocno wierzę, że Helenka towarzyszy nam na drogach życia i wspiera w wypełnianiu planu niesienia miłości Boga aż po krańce świata – przekonuje bp Jan Zając, honorowy kustosz sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, a prywatnie wujek Heleny.

Jego zdaniem, o niezwykłości życia dziewczyny świadczy suma wszystkich jej dni, które dziś składają się na opowieść o tym, że droga Ewangelii jest propozycją dla każdego, a przyjaźń z Jezusem nadaje życiu sens. – Ona zostawiła nam swój testament-drogowskaz, zawarty m.in. w słowach: „Mam wiele marzeń i celów, a jednym z ideałów, który staram się realizować, to chęć bycia dla innych. Robienie czegoś tylko dla siebie nie daje tyle radości, co robienie czegoś dla drugiego człowieka. Wspaniale jest przez swoje działania i talenty wywoływać czyjś uśmiech” – przypomina bp Zając. – Ona rzeczywiście ten uśmiech na twarzach innych ludzi wywoływała i wszędzie potrafiła się odnaleźć – potwierdza T. Kmieć i przyznaje, że poczucie straty wciąż jest w niej bardzo mocne. – Siostra doskonale wypełniała swoje miejsce w moim sercu, dlatego z nikim nie mam i nie będę miała takiej relacji jak z nią. Nikt i nic tego nie zastąpi. Jak więc dziś wygląda ta nasza relacja? Myślę, że najlepiej oddają ją słowa piosenki zespołu Lady Pank: „Wszystko byłoby inne, gdybyś tu była, ja wiem /Nie tak trudne i dziwne, gdybyś tu była, ja wiem” – wzrusza się Teresa.


Wszystkie osoby, które mogą podzielić się wiedzą na temat życia Heleny oraz informacjami dotyczącymi łask, które przypisywane są jej wstawiennictwu, proszone są o kontakt: Biuro Postulacyjne Procesu Beatyfikacyjnego Heleny Kmieć, ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków, tel. +48 12 352 27 55, beatyfikacja@helenakmiec.pl.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.